Macierzyństwo to najpiękniejsza historia, jaka mi się przydarzyła. Obfitująca w chwile wzruszeń, dumy, spełnienia i prawdziwego szczęścia. Wypełniona dziecięcym śmiechem i tupotem małych nóżek. Czasami jednak ten cukierkowy obraz zostaje zamazany przez ciemną stronę rodzicielstwa. Niestety ona istnieje i co jakiś czas daje o sobie mocno znać. Czasami są takie dni, że masz ochotę wskoczyć do rakiety i wystrzelić się w kosmos. Byle jak najdalej od domu i dzieci. Gdy ja mam taki ciężki dzień, po kolejnej nieprzespanej nocy, gdy już 4o minut kołyszę swoje płaczące dziecko lub po raz setny wycieram brudny od jogurtu stolik, to często oddaję się różnym marzeniom. I nie marzę wtedy wcale o wycieczce dookoła świata, weekendach spędzonych w europejskich stolicach, egzotycznych wakacjach czy wygranej w totolotka. Ja wtedy marzę o bardzo prostych rzeczach, choćby takich jak
Jedna przespana noc
Nie zakłócona dolegliwościami ciążowymi, nie przerywana płaczem dziecka, robieniem butelki z mlekiem, przebieraniem mokrej pościeli, przewijaniem pieluchy, ssaniem piersi przez niemowlaka czy wysadzaniem na nocnik. Taka jedna spokojna noc, gdzie kładziesz się spać wtedy, gdy jesteś zmęczona, bez wcześniejszego rozmyślania czy poczytać sobie chwilkę książkę, czy jednak zmrużyć oko zanim któreś dziecko się obudzi. Taka noc, po której wstajesz, gdy twój organizm (TWÓJ) stwierdzi, że już się wyspał. I na zegarku widzisz na przykład godzinę 9, a nie 5:30, gdy Twoje dziecko obudzone porannymi promieniami słońca z rozkosznym uśmiechem stwierdza: „Mama stawaj – jest dzień!”.
Albo czasami jak się tak rozmarzę to wizualizuję sobie jeden wolny weekend bez dzieci. Jak mi tylko dziewczyny trochę podrosną to na pewno zrealizuję te marzenia. Wyślę je wtedy do dziadków, a sama
Będę nadrabiać zaległości serialowe
Właśnie takie mam marzenie. Zabunkrujemy się wtedy z mężem w mieszkaniu, nie będziemy odbierać telefonów, nikomu nie będziemy otwierać drzwi. Cały weekend spędzimy w łóżku oglądając nasze seriale odcinek za odcinkiem. Będziemy robić przerwy tylko na toaletę i jedzenie. Tak jak za dawnych dobrych czasów, gdy byliśmy trochę takimi serialowo-filmowymi maniakami. Przewegetujemy tak cały weekend i w ogóle nie będziemy mieć wyrzutów sumienia z powodu tego „nicnierobienia”.
Mam jeszcze jeden pomysł na weekend, tym razem trochę bardziej aktywny. Znowu wywieziemy dzieci do dziadków (tym razem – drugich), a sami pojedziemy na
Zakupy
Marzą mi się całodzienne zakupy w galerii handlowej. Takie chodzenie od sklepu do sklepu bez konkretnego celu, pooglądanie, poprzymierzanie. Bez tej wiecznej adrenaliny i pośpiechu, które zawsze towarzyszą zakupom z dziećmi. Jedziesz do sklepu po bluzkę, przykładasz pierwszą lepszą razem z wieszakiem do ciała i stwierdzasz – pasuje, biorę, przymierzę w domu, najwyżej oddam. Nie ma czasu na szukanie pomiędzy półkami czegoś innego, przecież w każdej chwili Twoje dziecko może stracić cierpliwość. Ostatnio miałam taką sytuację w Biedronce. Stojąca przede mną w kolejce kobieta tak się nade mną zlitowała, że aż wszystkie zakupy mi wyłożyła na taśmę, a później jeszcze popakowała do toreb. Taką awanturę zrobiła mi Juleczka. Dlatego wstyd się przyznać, ale mi czasami marzą się nawet spokojne zakupy w Biedrze. Ludzie potrafią tam znaleźć różne cuda z tych ofert specjalnych i promocji, a ja nigdy. Wpadam zawsze jak poparzona do sklepu, biorę zawsze to samo i biegusiem do kasy. A tak bym chciała poprzeglądać sobie te ściereczki, miseczki i inne patelnie…
Jak już zrobilibyśmy te zakupy to dzień zakończylibyśmy
Wieczorem na mieście
Najpierw kino albo teatr, a później kolacja w jakiejś fajnej restauracji. Bez puszczania Peppy z telefonu, bez oddawania połowy zawartości swojego talerza dziecku. Uwieńczeniem byłby maraton po knajpkach na wrocławskim Rynku. Oboje napilibyśmy się alkoholu (co za patologia) i wrócilibyśmy do domu taksówką.
Ostatnie proste marzenie dotyczy jesieni i zbliżającej się powolutku zimy. Chodzi tu o te długie
Wieczory pod kocykiem z książką i kubkiem herbaty
Denerwują mnie te internety, bo na każdym kroku czytam o zachwytach nad zbliżającymi się długimi wieczorami czy deszczowymi weekendami. Że będzie się można zaszyć w kąciku z ulubioną książką, przykryć kocykiem, zrobić sobie aromatyczną gorącą herbatę i czytać, czytać, czytać. Też bym tak chciała. A wiadomo, że z dzieckiem wizja jesieni już nie jest taka kolorowa. Długie wieczory i deszczowe dni to największa zmora chyba wszystkich rodziców. Trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby dzieciom zapewnić rozrywkę w domu. Może ze starszymi jest łatwiej, bo tu wchodzą do gry już jakieś planszówki czy wspólne oglądanie bajek Pixara. Natomiast przy mniejszych dzieciakach pozostaje modlić się o szybką wiosnę, a o cichych wieczorach można jedynie pomarzyć.
A Wy macie jakieś proste marzenia? Takie , co to dla dużej części społeczeństwa są zwykłą codziennością?