14 października w Ogrodzie Botanicznym odbyła się XV jubileuszowa edycja Dolnośląskiego Festiwalu Dyni. Od 2004 roku, festiwal ten zyskał bardzo na popularności i co roku przyciąga tysiące mieszkańców Dolnego Ślaska, ciekawych poznania kulinarnych i dekoracyjnych walorów dyń. W tym roku frekwencja również dopisała. Na pewno swój niemały udział miała w tym piękna słoneczna pogoda, która bardzo zachęcała do spędzenia czasu na świeżym powietrzu. Na festiwal wybraliśmy się również my. Był to nasz pierwszy, ale na pewno nie ostatni raz, gdyż festiwal okazał się być super atrakcją zarówno dla naszych córek, jak i dla nas.
Nasze wrażenia
Do Ogrodu Botanicznego wybraliśmy się około godziny 10-tej i już wtedy do kas prowadziły dwie długie kolejki. Jak się okazało dwie godziny później, gdy opuszczaliśmy festiwal, to wcale nie były długie kolejki. W południe, aby wejść na teren festiwalu trzeba było czekać w ogromnej kolejce, która na nasze oko miała ze sto metrów. Rada dla nas na przyszłość – jechać jeszcze wcześniej, aby wejść tuż po otwarciu bram. Z samego rana nie ma takich tłumów, więc łatwiej też dostać się do wszystkich straganów i ekspozycji.
Co do samych atrakcji to można było wyodrębnić z nich te typowo dziecięce, jak i takie, które mogą zaciekawić praktycznie każdego. Najbardziej oblegany przez dzieci był teren z postaciami i konstrukcjami z dyń. Były tam krasnoludki, owce, smok, czołg, układ słoneczny, rycerz na koniu, nauczycielka w klasie i wiele wiele innych.
Za makietami z dyń rozciągał się plener plastyczny, malowanie buziek (o zgrozo za 25 zł!), a dalej między innymi mega dynia z wydrążonym miąższem, do której ustawiała się kolejka dzieci chętnych wejść do środka. Przy tej mega dyni nasze dziewczynki odkryły kosz z kasztanami i w tym momencie przepadły. Trudno było je stamtąd odciągnąć.
Festiwal, jak sama nazwa wskazuje, jest przede wszystkim świętem wszystkich hodowców, smakoszy i wielbicieli dyniowatych. Nie mogło więc na nim zabraknąć wystawców, którzy chwalili się najciekawszymi okazami dyń. Różnorodność kształtów, kolorów i form przyprawiała o zawrót głowy. Największym zainteresowaniem cieszyły się wszystkie odmiany egzotyczne.
Na licznych stoiskach można było kupić dynie jadalne oraz ozdobne, a także spróbować przyrządzonych z nich dań.
Na straganach oprócz dyń i wszystkiego co dyniowate, można było znaleźć wiele lokalnych produktów oraz rękodzieła. Mnie najbardziej urzekły dekoracje z suszonych roślin, które prezentowały się przepięknie.
Niestety na wszystkich straganach obowiązywała płatność wyłącznie za gotówkę, co mocno mnie zasmuciło, gdyż nie byłam na to przygotowana. Zwłaszcza, że wiele ozdób (głównie tych z suszu) kosztowało od 30 zł wzwyż. Kto chodzi z taką gotówką? Ale to, że na straganach nie ma płatności kartą to jeszcze mogę zrozumieć i tu przyznaję, że to ja dałam ciała. Za rok przygotuję się lepiej. Najgorzej, że gotówką trzeba było też płacić za wejście. I tu zaczynały się problemy, bo wiele osób opuszczało kolejkę, żeby w pośpiechu znaleźć gdzieś pobliski bankomat. Serio? Żeby w 2018 roku nie mieć terminala? Trochę wstyd. Mam nadzieję, że to się zmieni i już za rok Ogród Botaniczny wprowadzi możliwość płatności kartą. Przydałoby się też uruchomić sprzedaż biletów online. Biorąc pod uwagę ilość osób odwiedzających festiwal i tworzące się przy kasach korki chyba warto pomyśleć nad jakimiś usprawnieniami.
Podczas festiwalu odbyły się tradycyjnie konkursy na najcięższą oraz najdziwniejszą dynię. W tym roku zwyciężyła dynia Marzena z wagą 620 kg!
Podsumowanie
Dolnośląski Festiwal Dyni to najbardziej kolorowy jesienny festiwal. Organizowany w pięknych okolicznościach przyrody, w otoczeniu mieniącego się wieloma barwami Ogrodu Botanicznego, zachwyci zarówno małych, jak i dużych. Smakosze znajdą tu wyszukane potrawy z dyni, a dzieci pobawią się na świeżym powietrzu wśród setek dyń. Jest to też idealne miejsce, aby zaopatrzyć się w oryginalne jesienne dekoracje oraz ciekawe odmiany dyni. Nam bardzo się podobało i na pewno wrócimy tu za rok.