Oglądanie przez dzieci bajek puszczanych w telewizji czy na tablecie to częsty temat ostrych dyskusji między rodzicami. Wiele jest modeli wychowawczych, tak jak wiele zdań na temat choćby karmienia. I dobrze, niech każdy żyje po swojemu. Jeżeli dobrze Ci z filozofią, którą wyznajesz to nikomu nic do tego. Jeżeli przed pojawieniem się dziecka również nie oglądałaś telewizji i nie potrzebujesz tego typu rozrywki to rozumiem, że w tym samej filozofii wychowujesz swoje dziecko. Dziwi mnie jednak fakt, że wiele osób jest umęczonych modelem życia, według którego postanowili żyć i który sobie narzucili. Znam wiele przypadków mam, które za każdą puszczoną bajkę katują się wyrzutami sumienia, tak jakby wyrządzały tym ogromną krzywdę swoim dzieciom. Albo takich, które za wszelką cenę unikają włączania dzieciom bajek, jakby chroniły je przed jakimś złem wcielonym. Dla mnie największym złem jest popadanie w skrajności. Te wszystkie historie, gdzie rodzice w ogóle nie włączają telewizora przy dziecku i nigdy przenigdy nie pozwalają na oglądanie kreskówek, a same wcześniej oglądały codziennie telewizję, a w dzieciństwie bajki. Często są to historie matek udręczonych, które nie mają chwili dla siebie, które są zmęczone ciągłym organizowaniem dzieciom kreatywnych i rozwijających je zabaw. Jeżeli należysz do tej grupy mam to wyluzuj. Dziecku nic się nie stanie jak od czasu do czasu włączysz mu YouTuba. Ani nie będzie przez to głupsze ani chore. Ważne, żeby nie spędzało przed monitorem większości swojego wolnego czasu. Jeśli zapewnisz mu odpowiednią dawkę ruchu na świeżym powietrzu oraz przypilnujesz, żeby w domu bawiło się również w tradycyjny sposób, to naprawdę świat się nie skończy jak dzieciak czasem coś sobie obejrzy. Ja nigdy nie miałam w tym problemu.
Zaczynając od telewizora, który jest włączony u nas praktycznie non stop. Tak lubię i tak jestem przyzwyczajona. Nie wyobrażam sobie siedzenia w ciszy czy przy grającym radio. Cokolwiek robię, zawsze w tle lecą mi jakieś wiadomości, albo kanał muzyczny czy lifestylowy. Gdy jestem sama w domu z Julką, z telewizją jakoś mi raźniej. Moje dzieci od urodzenia są do tego przyzwyczajone, więc nie robi to nich żadnego wrażenia i wydaje mi się, że nawet nie zwracają na telewizor uwagi (wyjątkiem są reklamy, które mają w sobie coś magicznego i zawsze przyciągną dziecięcy wzrok).
A co do samych bajek to nie raz ratowały nas z różnych opresji i ułatwiały życie. Zaczęło się chyba od puszczenia Emilce „Migocz migocz gwiazdko ma” podczas inhalacji. Za żadne skarby nie chciała siedzieć w masce od inhalatora, wierciła się i odpychała cały ten sprzęt jak najdalej od siebie. Pomogło włączenie bajki. Później pomagaliśmy sobie podczas podróży autem, podczas lotu samolotem, w czasie posiłku w restauracji, w poczekalni u lekarza, podczas załatwiania spraw w sądzie, w urzędzie, u notariusza itd. Bajki bywają w takich przypadkach jak zbawienie. Teraz uważam je za super pomocne narzędzie przy ogarnianiu codziennych obowiązków. Bo to nie chodzi tylko o to, żeby mieć chwilę ciszy i czas na kawę. Włączenie bajki często pozwala mi w spokoju ogarnąć dom, posprzątać, ugotować lub zająć się młodszą córką. I wcale nie mam wyrzutów sumienia, że wspomagam się w ten sposób. Przecież bajki są dla dzieci. Ważne tylko, żeby ich treść była dostosowana do wieku i poziomu dziecka. Zwracam uwagę, żeby Emilka oglądała kreskówki, które niosą ze sobą jakieś wartości i są pozbawione agresji. Widzę po córce, że dużo się z nich uczy. Potrafi wczuć się w przeżycia bohaterów, rozpoznaje ich nastroje, śledzi bieg fabuły, którą później umie mi streścić. Sama nieraz chętnie do niej dołączam, żeby wspólnie obejrzeć przygody Strażaka Sama czy Pszczółki Mai. Najbardziej cieszy mnie fakt, że potrafi się skupić na coraz dłuższych filmach i już niedługo naprawdę będzie można ją zabrać do kina na pełnometrażową kreskówkę. Już się nie mogę doczekać. Parę razy oglądaliśmy razem takie dłuższe bajki jak np. Nemo i widzę, że dziewczyna naprawdę potrafi się wciągnąć. Będzie z niej kinomaniaczka. Oczywiście jest jeszcze na takim poziomie, że często muszę jej opowiadać na bieżąco o tym, co widzimy na ekranie, żeby się nie pogubiła w akcji i nie zgubiła wątku. Póki co można to uznać za trening przed kinem.
Dlatego nie bójcie się bajek i nie miejcie wyrzutów sumienia, gdy dzieci je oglądają. Wyluzujcie. Wszystko jest dla ludzi. Byle mądrze i z umiarem.