Chciałam zacząć ten wpis słowami „Nie jedźcie tam, ostrzegam Was, bo będziecie rozczarowani, tak jak my”. Ale to byłoby zbyt mocne i może troszkę krzywdzące dla tego miejsca. Dlatego napiszę, abyście dobrze wcześniej przemyśleli sobie tę wycieczkę i na przykład zaplanowali ją przy okazji pobytu w Krainie Wygasłych Wulkanów. Albo jak będziecie mieć po drodze, żeby tam wstąpić, a nie tak jak my, żeby jechać specjalnie półtorej godziny z Wrocławia. Bo Organy Wielisławskie są jak najbardziej warte zobaczenia, chcę żeby to wybrzmiało wyraźnie, ale niekoniecznie jako główny cel jednodniowej wycieczki.

Co i gdzie?

Organy Wielisławskie to największa atrakcja Krainy Wygasłych Wulkanów i Pogórza Kaczawskiego. Jest to niewątpliwie wyjątkowy punkt na geologicznej mapie zarówno Polski, jak i Europy. Organy znajdują się na zboczach dawnego wulkanu Wielisławki i powstały w wyniku zastygania magmy. Tworzą je pionowe słupy skalne o charakterystycznym wyglądzie przypominającym wachlarz lub kościelne organy. Zalicza się je do pomników przyrody nieożywionej. Aby tu dotrzeć kierujcie się do miejscowości Sędziszowa.

organy-wielisławskie-parking

Nasze wrażenia

Organy Wielisławskie

Jak już będziecie się zbliżać do celu to macie do wyboru dwie opcje: możecie zaparkować pod restauracją Młyn Wielisław albo podjechać na parking pod same Organy. My zdecydowaliśmy się na tę drugą opcję. I tak oto stanęliśmy u podnóża atrakcji i po wyjściu z auta moja rodzinka zaczęła mnie pytać: „Ale że to już, to tyle? Po to tu przyjechaliśmy?”. Całkowicie zabrakło tego efektu WOW! Że pokonujemy ileś tam kilometrów, wspinamy się na jakiś szczyt, żeby w nagrodę otrzymać zapierający dech w piersiach widok. Te Organy naprawdę robią ogromne wrażenie! Przynajmniej zrobiły na mnie. Niestety moi współtowarzysze wyprawy nie podzielali mojego entuzjazmu. Dlatego myślę czy może zaparkowanie pod Młynem byłoby lepszą opcją. Stamtąd do Organów też nie jest jakoś daleko, dotrzecie w 3 minuty, chyba że pójdziecie pętlą wokół Wielisławki w przeciwną stronę. Wtedy Organy będą na koniec wycieczki jako zwieńczenie trudów spaceru.
Niemniej dla nas było już za późno – byliśmy dokładnie na miejscu. I cóż, według mnie jest to atrakcja na 5, może 10 minut. Maksymalnie 15 z robieniem zdjęć z każdej strony. No chyba, że jesteście pasjonatami geologii, puszczacie drona lub chcecie zrobić sobie w tym miejscu piknik (jest tu wiata i miejsce na ognisko). Wtedy może rzeczywiście spędzicie tu więcej czasu. Nam wystarczyło 5 minut. Dlatego, aby uratować wyprawę powiedziałam do mojej ekipy, że absolutnie to nie koniec naszej wycieczki. Jest tu świetna ścieżka edukacyjna wokół Wielisławki, pójdziemy na punkt widokowy, a po drodze może uda nam się znaleźć jakieś grzyby. Z nieco lepszymi humorami ruszyliśmy przed siebie. Niestety ta część wycieczki okazała się totalnym niewypałem.

Ścieżka edukacyjna wokół Wielisławki

Ścieżka wokół Wielisławki ma około 3 km długości, więc pod tym kątem jest idealna na rodzinny spacer z dziećmi. Po drodze mijamy 8 przystanków z tablicami na temat fauny i flory okolicy, historii Organów Wielisławskich czy np. wnętrza Wielisławki. Niestety większość tablic jest przewrócona, oparta gdzieś o pobliskie drzewa lub najzwyczajniej porzucona w trawie. Gdy docieramy na punkt widokowy, to też nie znajdujemy tam żadnej tablicy (odkryjemy ją kilkadziesiąt metrów dalej gdzieś w krzakach), a jedynie chyboczącą się obdrapaną ławeczkę. Miejsce to nie jest w żaden sposób zabezpieczone, więc odwracamy się na pięcie i idziemy dalej. Żadna strata – widok mocno zasłaniają drzewa, a sama panorama wcale nie zachwyca.

Co do grzybów to oczywiście nie znaleźliśmy ani jednego. Na Wielisławce byliśmy na początku października i po wyjątkowo ciepłym wrześniu było wtedy bardzo sucho. Na grzyby nie było szans. Przez tą pogodę również sam spacer niestety nie należał do najprzyjemniejszych. Podłoże było tak suche, że nasze buty traciły zupełnie przyczepność. Dosłownie ślizgaliśmy się na wzniesieniach, a na szlaku jest kilka bardziej stromych wzgórków. Szlak wokół Wielisławki jak się można domyślić jest pętlą i jest oznakowany na zielono. Pamiętajcie jednak, że częściowo pokrywa się z żółtym szlakiem wiodącym przez Krainę Wygasłych Wulkanów. Trzeba być dosyć uważnym, by w odpowiednim momencie odbić w lewo i nie zajść za daleko szlakiem żółtym (co akurat nam się przytrafiło).

Na końcu pętli minęliśmy agroturystykę-restaurację Młyn Wielisław. Ponieważ słyszałam wcześniej przychylne opinie o tym miejscu, to postanowiliśmy tu przyjść na obiad. Stwierdziliśmy, że wrócimy na parking po samochód i podjedziemy pod restaurację. I to był błąd (kolejny, haha). Ścieżka tam jest tak wąska, że elegancko porysowaliśmy sobie bok auta o jakieś wystające gałęzie. Oczywiście można było wrócić na główną drogę i dojechać jak normalni ludzie, no ale po co… Bez komentarza. Na szczęście jedzenie w Młynie było bardzo smaczne i wynagrodziło wszystkie rozczarowania, frustracje i nerwy, które nas tego dnia spotkały. Dobre jedzonko potrafi być lekarstwem na wszystko 🙂 Więc w tym miejscu kolejna rada ode mnie – wstąpcie do knajpy od razu jak będziecie ją mijać. Lub jeśli planujecie tu zjeść to zaparkujcie auto pod restauracją i po prostu stąd wyruszcie na tę niesamowitą, pełną przygód wyprawę wokół Wielisławki 😉