Odkąd w naszym życiu pojawiła się Julka, znajomi (zwłaszcza ci z jednym dzieckiem) często pytają nas jak to jest z dwójką dzieci i czy z drugim dzieckiem jest łatwiej. Otóż z dwójką dzieci naturalnie, że jest trudniej. No bo to jest dwoje dzieci do ogarnięcia, a nie jedno. Więc dwa razy więcej czasu i energii potrzeba na uśpienie, nakarmienie, wyjście na spacer, ubranie, posprzątanie itd. Natomiast jeśli chodzi o to drugie dziecko to rzeczywiście mogę potwierdzić, że jest łatwiej. Dlaczego?
Wszystko bierze się chyba z tego, że mamy już pewne doświadczenie w tej materii. W związku z tym do drugiego dziecka podchodzimy z większą pewnością siebie i spokojem. Pamiętam z jakim przerażeniem opuszczałam szpital z pierwszą córką. Całą sobą czułam ciężar odpowiedzialności za nowe życie. Czy na pewno damy sobie radę, czy wszystko będziemy robić dobrze, czy swoją niewiedzą i brakiem doświadczenia nie zrobimy temu dziecku jakiejś krzywdy, skąd będziemy wiedzieli jak zareagować w sytuacjach kryzysowych? Pierwsze dni z noworodkiem w domu to był ciągły stres i strach. To wszystko wpływało na dziecko. Emilka w dzień nie spała, robiła sobie tylko 15 minutowe turbodrzemki, nienawidziła spacerów i leżenia w gondoli. Pierwsze dni karmienia wspominam jak drogę przez mękę. Kąpiel niemowlaka to był jakiś rytuał. Codziennie sprawdzaliśmy u wujka Googla czy to normalne, że dziecko ulewa, że ma jakąś krostkę na buzi, że podejrzanie głośno oddycha… Niekończący się zestaw pytań i wątpliwości. Ciągły strach o kontakt z bakteriami, o przewianiu uszu, o alergie pokarmowe. To był dla nas bardzo trudny czas.
Przy drugim dziecku nie masz już tych wszystkich obaw. Poradziłaś sobie z pierwszym, przeżyło, jest zdrowe, rozwija się prawidłowo, więc wiesz, że nadajesz się na rodzica. Twoje metody opieki nad dzieckiem się sprawdziły. Wiesz już jak dziecko trzeba trzymać, jak przewijać i jak rozszerzać dietę, więc nie stresują cię uwagi wszystkowiedzących cioć i babć. Nie słuchasz ich jak wyroczni. Wiesz swoje i wiesz, że masz rację. To daje dużo pewności siebie. Sam fakt, że przez to wszystko już przechodziłaś sprawia, że jesteś spokojna o swoje umiejętności. To tak jak się wsiada na rower nawet po kilku latach niejeżdżenia. Po prostu wsiadasz i jedziesz, wszystko ci się przypomina i okazuje się, że jazda na rowerze to łatwizna.
Twój spokój i bezstresowe podejście przekładają się na dziecko. Ono też jest spokojniejsze, bo nie udzielają mu się żadne twoje negatywne emocje. Julka od początku spała nam po 3 godziny, budziła się tylko na jedzenie. Tak minęły praktycznie pierwsze trzy miesiące. Uwielbia spacery, lubi leżeć w gondoli. Książkowy okaz. Sama się dziwię, że taki nam się trafił.
Być może znaczenie ma też fakt, że dla drugiego dziecka nie masz już tyle czasu. W końcu masz w domu jeszcze kilkuletnie dziecko, które też wymaga ciągłej opieki i uwagi. Dlatego nie rozczulasz się tak nad tym drugim i nie poświęcasz mu się w stu procentach. Dzidziuś musi się dostosować do waszego trybu życia, a nie odwrotnie. Nie przejmujesz się tak temperaturą wody i otoczenia podczas kąpieli czy wszędobylskimi bakteriami. Gdy Emilka wraca ze żłobka (często z gilami pod nosem) to pierwsze co robi to biegnie do Dzidzi, żeby dać jej buziaka. I co, mam jej zabronić? Jak nie pozwolę to dopadnie ją po 15 minutach, albo po godzinie. Nie jestem w stanie jej odizolować, w końcu i tak sprzeda jej całusa. Dlatego chronienie drugiego dziecka przed bakteriami w naszym przypadku w ogóle nie istnieje. Nazywamy to hartowaniem.
Przy drugim dziecku częściej też sobie odpuszczasz i się sama rozgrzeszasz. Już na przykład nie spinam się tak nad codziennymi spacerami, jak to było w przypadku Emilki. Co by się nie działo, to spacer musiał być. Nieważne, że dziecko mi się darło w wózku, a ja cała w nerwach leciałam z nią kółeczko wokół osiedla, bo tak trzeba. Teraz jak pogoda nie zachęca do wyjścia, albo zwyczajnie nie mam czasu lub ochoty na spacer to nie idziemy. Jakie to proste. Priorytetem z rana jest kawa. Dziecku nic się nie stanie jak minutę poczeka. Trzeba myśleć też o sobie. I nie utrudniać sobie życia. Wtedy macierzyństwo jest przyjemnością, a nie udręką.