Odkąd prowadzę bloga Matka w mieście wiele osób prosi mnie o polecenie jakiejś restauracji, gdzie można wybrać się na obiad z dziećmi. Prawda jest jednak taka, że rzadko jadamy na mieście całą rodziną. Po pierwsze dlatego, że sami bardzo lubimy gotować i jak tylko przychodzi weekend i mamy więcej czasu to chętnie pichcimy sobie coś dobrego w domu. Druga kwestia jest taka, że do tej pory, ze względu na wiek dziewczynek wyjścia do restauracji bywały trochę męczące. Wyglądało to tak, że jedno z nas szybko jadło, a drugie w tym czasie obsługiwało dzieci, często biegając po całej sali, wycierając rozlane soczki lub nosząc na rękach wokół stołu. Kiepska rozrywka. Ale jak to mówią – nic nie trwa wiecznie i nasze dzieci również robią się coraz bardziej cywilizowane, i tego typu wyjścia zdarzają nam się coraz częściej. Dlatego postanowiłam rozpocząć nowy cykl wpisów pt. „Zjedzmy coś na mieście”, gdzie będę pokrótce opisywać nasze wizyty w różnych wrocławskich restauracjach.

Bułka z masłem

Na pierwszy ogień idzie Bułka z masłem z ulicy Zwycięskiej, gdzie byliśmy na początku grudnia. Najpierw napiszę o pozytywach, a później trochę pomarudzę, bo niestety nie było to super udane wyjście.

Bułka z masłem ma przepiękny wystrój i niesamowity klimat. Bardzo podobają mi się wnętrza urządzone w takim stylu. Coś jak „jungle style” – pełno roślin, zielono, niebanalnie. Jeśli chodzi o mnie to mogłabym w takim miejscu siedzieć i siedzieć, popijając winko i chłonąc panującą tam przytulną atmosferę.

Pozytywnym zaskoczeniem była dla nas obecność animatorki, która w niewielkim kąciku dla dzieci siedziała z maluchami i razem z nimi kolorowała. Nasze córki niestety nie chciały tam zostać, wzięły sobie tylko do stolika kolorowanki i malowały je siedząc przy nas. Mimo wszystko fajny ukłon w kierunku rodziców z dziećmi, tak aby ich trochę odciążyć i pozwolić odetchnąć od swych pociech. (Z tego co wiem – animatorka jest dostępna wyłącznie w weekendy).

No i teraz to co nam się nie podobało. Po pierwsze bardzo długi czas oczekiwania na kelnera. Czekaliśmy pół godziny, aż ktoś do nas podejdzie i przyjmie zamówienie. Kelnerka przyszła dopiero, gdy mąż po nią poszedł. Nikt się też specjalnie nie spieszył, żeby przynieść nam na początek chociażby zamówione napoje.

Jeśli chodzi natomiast o jedzenie to raz, że nie było kilku rzeczy z karty, na które akurat mieliśmy ochotę (szparagi, wołowina), a dwa że to co zamówiliśmy wcale nas nie zachwyciło. Burger z kurczakiem był bardzo przeciętny i miał strasznie kruszącą się bułkę, a żeberkom brakowało czegoś, co przełamałoby smak i niestety były mdłe. Menu dziecięce też bez polotu – zamówiliśmy więc dziewczynom standardowo kurczaka w panierce. Kolejnym minusem był brak w menu zwykłych frytek, o czym pewna pani siedząca przy stoliku obok nas, dowiedziała się dopiero, gdy dostała na talerzu frytki z batatów. Oburzona zwróciła zamówione danie. Rzeczywiście, gdy ktoś zamawia frytki to wypadałoby poinformować, że dostępne są jedynie te z batatów.

Ech szkoda, zwłaszcza że słyszałam wiele dobrego na temat Bułki z masłem. Może źle trafiliśmy. Trudno. Fakt jest jednak taki, że w najbliższym czasie na pewno tam nie wrócimy.

Ps. Bułkę z masłem odwiedziliśmy w niedzielę w porze obiadowej o 15:00. Inne lokalizacje to ulica Włodkowica i Plac Solny.

Bułka z masłem
ul. Zwycięska 45
Wrocław